Kuzyn mojego dziadka był ponurym człowiekiem.
Mieszkał w małej wsi na Lubelszczyźnie. Gdy szedł ulicą mieszkańcy kryli się za drzewami , bo spotkanie z nim wprowadzało ich w stan przygnębienia.
Był niskim mężczyzną z wysokim czołem. Miał tez nisko osadzone oczy. Gdy w nie spojrzeć, od razu widać, że pan Edward (kuzyn dzadka) cierpi na brak życiowej pasji.
Nie dziwię się – latami pracował w polu, którego nie znosił.
Pewnego wtorku, 20 lat temu, gdy w czasie żniw wstał o 4 rano, był już o mały włos, by rzucić wszystko i wyjechać do Łęczna.
Tam, w mieście położonym w widłach dwóch rzek, w skrzydle ratusza mieścił się teatr. Pan Edward był w nim kiedyś na spektaklu i od lat marzył, by tam wystąpić.
Miał duszę artysty, nie rzemieślnika.
Nie odważył się jednak wyjechać ze wsi, przez co z wiekiem jego pesymizm rósł na sile.
Nie wiem co stało się z panem Edwardem i czy jeszcze żyje, ale podczas moich życiowych zawodowych zakrętów kilkukrotnie stanęłam przed wyborem: podążać za pasją czy wybrać stabilizację. Wybór nigdy nie był łatwy, przynajmniej dla mnie.
Historię pana Edwarda przypomniałam sobie oglądając film z Tomem Hanksem pt „Mężczyzna imieniem Otto”. Kino głębokie, do myślenia, z humorem – takie lubię.
Hanks gra świetnie. Po kiepskiej roli w Elvisie, najwyższy czas zabłysnąć, bo Hanks to wyjątkowy aktor. Doszłam do tego wniosku czytając jego biografię. Okazało się zresztą, że Tom mieszkał w Reno Nevada, dwie przecznice od mojego domu. Matka go opuściła, a Tom z ojcem i watahą rodzeństwa co rok zmieniali miejsce zamieszkania. Był nawet czas, gdy zagubiony Hanks mocno zbliżył się do kościoła. Najbliżsi myśleli, że zostanie księdzem.
Wracając jednak do tematu pracy – Otto (Tom Hanks) całe życie ciężko pracował. Po stracie żony i przejściu na emeryturę traci sens i postanawia odebrać sobie życie. Bezskutecznie (na szczęście).
Zaraz po obejrzeniu filmu zadałam mężowi pytanie – Czy jeśli według badań, 60% osób zatrudnionych w Polsce jest całkowicie niezadowolonych ze swojej pracy, też powinni popełnić samobójstwo?
Bo docelowo, praca bez pasji to jak targnięcie się na swoje życie. Mąż odrzekł, że nie widzi związku.
Z drugiej strony, wielokrotnie czytałam w Forbsie, że samo podążanie za pasją nie wystarczy, by odnieść sukces.
FORBES PODAJE KU TEMU DWA POWODY:
- Po pierwsze – możesz cos lubić, ale robienie tego każdego dnia, bez osiągania rezultatów, demotywuje. Wiadomo nie od dziś, że prowadzenie swojej działalności na początku jest piekielnie trudne.
- Po drugie, Twoja pasja musi mieć cel na siebie zarobić. Przykładowo, Vincent van Gogh, słynny holenderski malarz, za życia nie osiągnął sukcesu. Chociaż był pasjonatem malarstwa spośród 2,000 dzieł sztuki, które stworzył, sprzedał tylko jedno. (Sto lat później jeden z jego obrazów sprzedano za rekordową kwotę 148,6 miliona dolarów.)
Tak więc na dzień dzisiejszy dochodzę do następujących przemyśleń:
- Praca bez pasji nie ma sensu.
- Praca z pasją też może sensu nie mieć.
Dobrego dnia !
Anna Zaq
*** artukuł „Why Following Your Passion Is Not Enough To Be Successful” z 16 grudnia 2020
# Ubrania do czytania
# Kobieca wielozadaniowość
# Praca z pasją